Powiew dzieciństwa to zapach domu, farb ojca, krzątanie się mamy, odgłosy z podwórza i tego świata nieznanego który był już za bramką.
Wracamy do domu od dziadków mieszkających na tej samej ulicy ale pod numerem 29.
Jest ciemno. Przypominam uczucie nie wyobrażalnej wielkości świata. Ten który znam to mama, tato, brat i dziadkowie dalej to strach ciemności, duchów i czegoś nieznanego.
Mijamy stawy przy ulicy Drewnianej droga jest wprawdzie oświetlona ale większość tonie w nocy. Czarne oczodoły stawu straszą chłodem.
Zbliżamy się do domu. Uliczki dochodzące do skrzyżowania są nie oświetlone.
Ponownie pojawia się uczucie, że za moim okręgiem jest nie wyobrażalna wielkość świata.
Dom jest drewniany zajmujemy jego połowę. Ogrodzony jest od ulicy a za domem rozciąga się przestrzeń aż do lasu.
Jesienny wiatr i ciemność nocy zmagają się ze sobą.
Jesteśmy już w domu mama robi kolację. Siadamy przy stole w kręgu światła; tato, ja, mama i brat. Stół jest prostokątny i opiera się dłuższym bokiem o ścianę a obok są drzwi do naszego pokoju.
Przed snem wchodzę do pokoju gdzie przy biurku pracuje ojciec a na biurku stoją ołówki charakterystycznie ostrzone przez niego. Grafity mają po kilka centymetrów długości.W przedpokoju są drzwi do ogródka znajdującego się przed domem ale przedpokój jest podzielony i za zasłoną są półki na farby, blejtramy, obrazy.
Obrazy wiszą w każdym pokoju i w kuchni też. Są to portrety rodzinne, martwe natury, pejzaże.
Przedpokój pachnie farbami olejnymi, terpentyną i czymś jeszcze. Coś jest niezwykłego w tym miejscu.
Pamiętam poranek i otwarte drzwi do ogródka. Czyste światło rozbija się na granicy cienia. Mama z bukietem bladoróżowych róż pochyla się i całuje mnie bo dzisiaj są moje imieniny.
Kwiaty pachną.
Wychodząc do ogródka zaglądam do pani Gilewskiej. Jej mieszkanie jest pełne makatek i kwiatów. Nad łóżkiem wisi ogromna olejna makata z widokiem na polanę na którą wychodzą jelenie by pić wodę z leśnego jeziorka. Druga wisi w pobliżu pierwszej ale nie pamiętam detali. Mój ojciec na widok czegoś takiego dostawał szału.
Przypominam poranki kiedy budzę się z oczekiwaniem na wyjazd pociągiem do Warszawy(rodzice kolejno zabierali nas jadąc w sprawach służbowych).
Do tej pory kiedy nad ranem leżąc w łóżku słyszę jadący pociąg ten charakterystyczny stukot i w oddali rozchodzący się odgłos pędzącego pociągu mam uczucie powrotów tamtych poranków tej cudownej radości wkraczanie w nieznany ale bezpieczny świat.
Ulotność wspomnień mija. Zostaje jednak wewnętrzna radość.