Wracałam z obrazami po wystawie, autobusem liniowym. W Warszawie miałam przesiąść się na pociąg do Białegostoku. Okazało się, że spóźniłam się 10 minut. Czekały mnie 4 godziny na dworcu centralnym. Mój pociąg odjeżdżał około północy.
Byłam zmęczona po 26 godzinach jazdy. Przeprawa promem przez kanał la Manche całkiem mnie rozstroiła
Zrezygnowana poszłam do baru aby po chwili uciec od chłodu. Miałam bagaż który uniemożliwiał mi pójście gdzie indziej.
Niezdecydowana stałam pośrodku hali dworcowej kiedy moje spojrzenie padło na piętro. Nie miałam wyboru, przeczuwałam co mnie czeka. Poczekalnie były okupowane przez bezdomnych. Ruszyłam w tym kierunku. Na sobie miałam długi, skórzany płaszcz a na głowie ogromny beret.
Weszłam na górę. Skierowałam się do poczekalni po prawej stronie. W półmroku leżały i siedziały gdzieniegdzie postacie.
Koło mnie stanęła jedna z nich, prawdopodobnie była to kobieta, miała podbite oczy, opuchniętą twarz i zionęła wszystkimi alkoholowymi wynalazkami.
Wstałam i ruszyłam do poczekalni po przeciwnej stronie. Tam już sprawa miała się z goła inaczej.
Pomieszczenie było ogromne, zapach znośniejszy i grupki ludzi rozproszone po kątach. Usiadłam z dala od innych i wyjęłam książkę. Był to jedyny sposób aby móc się przyjrzeć nie narażając się na bezpośredni kontakt. Moje ubranie też chroniło i izolowało od lepkości tego miejsca.
Po krótkiej chwili weszli policjanci, rozejrzeli się i zatrzymali spojrzenie na mnie.
Gołym okiem było widać, że nie jestem z tych stron, bo tylko ktoś taki mógł okazać taką ignorancję sytuacji. Chwilę porozmawiali i dosłownie machnęli rękami i poszli. Zostałam w miejscu w którym życie toczyło się swoim torem.
Po przeciwległej stronie sali w kącie na ławce jakaś para kłóciła się. Ona stała i wymachując rękami coś tłumaczyła siedzącemu mężczyźnie. Była to gruba kobieta w nieokreślonym wieku. Obcisła czerwona bluzka, opinała nieprawdopodobnie duży biust. Przy każdym ruchu wykonywała ewolucje tym biustem, widać było, że to jej sposób czarowania.
Obok mnie po prawej stronie, w dość duże odległości siedziała grupka w której królowała kobieta i kilku mężczyzn. A przy nich przyczaił się głuchoniemy mężczyzna. Pili coś i gdy już byli wyraźnie rozweseleni zaprosili do kompanii owego człowieka. Minęła chwila kiedy ów mężczyzna rozpoczął swoisty spektakl. Pokazywał co chciałby robić z tą kobietą w czerwonej bluzce. Tak precyzyjnych gestów nie powstydziłby się niejeden mim. Nigdy nie myślałam aby osoba głuchoniema mogłaby mieć taki sposób narracji.
Po przeciwnej stronie, tak po środku sali krzątał się mężczyzna. Rozgościł się na ławce przy której stał stolik. Wyglądał jak ktoś kto po męczącym dniu wraca do domu i cieszy się z odpoczynku. Najpierw rozłożył tektury na ławce potem ustawił torebki plastikowe z których wyjmował słoiczki, zawiniątka i to wszystko ustawiał jakoś precyzyjnie bez pośpiechu na stoliku aby po chwili rozpocząć jedzenie. Jadł smakując każdy kęs i zerkał w telewizor przymocowany nad nim.
Po skończonym posiłku, wszystko dokładnie posprzątał, pozawijał papiery, włożył to z powrotem do torebek. Stanął na ławce i nałożył płaszcz ale nie wkładając do rękawów rąk, potrząsnął nim aby wyrównać go i powoli ułożył się na kartonach.
Po chwili wstałam i wyszłam.