Po śmierci dziadka zamieszkaliśmy z babcią na ulicy Mickiewicza 29. Właściwie to Mietek mieszkał z babcią bo ja jeszcze byłam w Lublinie kończąc studia.

Przyjeżdżałam do Białegostoku okazjonalnie.

Babcia wchodziła już w okres bycia między niebem a ziemią, mieszały się wydarzenia, ludzie, imiona, dnie i lata.

Ktoregoś wieczora urządziła przyjęcie i oznajmiła to wchodzącemu do domu Mietkowi.

Jego oczom ukazał się stół z ustawionymi naczyniami i babcia w roli przyjmującej gości, rozmawiającej, dyskutującej z wypiekami na twarzy.

Zdziwienie Mietka było wielkie bo okazało się, że nie ma nikogo jednak na wstępie powiedział do wszystkich dobry wieczór.

Nie mógł zająć miejsca przy stole bo siadał na zajętym miejscu i babcia go ciągle strofowała, że tu siedzi staruszka a tam jakaś osoba.

Nie wiem jak długo to trwało ale pojawił się problem z noclegiem bo w żaden sposób nie można było babci wytłumaczyć, że już wszyscy poszli. Upierała się, że trzeba tych ludzi ulokować bo noc zapadła.

Mietek w nocy ściągnął ją spod drzwi bo wybierała się do córki.

W końcu nad ranem wszystko ułożyło się i odpłynęła w błogosławiony sen.