Znalazłam się po latach w Lublinie. Szłyśmy z Ulką po starówce zaglądając to tu to tam.
Na ulicy Grodzkiej zobaczyłyśmy sklep z garnkami glinianymi, kogutkami i czymś tam jeszcze.
Weszłyśmy do środka i przywitał nas właściciel.
Był uśmiechnięty i szczęśliwy, że podobają się nam wyroby przez niego polecane. Patrzyłyśmy na mały garnek. Widać było nieporadność i brak wprawy na kole garncarskim.
W pewnym momencie, pan ten, wyjął z mojej ręki gliniaczek postawił go na podłodze i stanął na nim triumfalnie!!!!! Proszę zobaczyć jaki mocny – powiedział.
Śmieliśmy się wszyscy w głos.