Na dużym terenie rozpościera się klasztor oo. Jezuitów. Czworobok budowli zamyka kościół barokowy. Cały teren otoczony jest wysokim murem a wokół rozpościera się park. Wcześniej na tym miejscu był ogród z licznymi grządkami.
W środku klasztoru panuje cisza przetykana odgłosem zegara. Na piętrze znajduje się kaplica klasztorna, cele zakonników i sale konferencyjne a na parterze klauzura, sekretariat, kuchnia i refektarz.
Pierwsze moje zetknięcie się z atmosferą zakonną było związane z kolacją w refektarzu.
Weszłam do bardzo dużego i wysokiego pomieszczenia w którym stał ciąg stołów wzdłuż ścian przykrytych ceratą a przy nich siedzieli zakonnicy.
Na ścianach wisiały ogromne obrazy dotykające sufitu. Były ciemne ze starości i na pierwszy rzut oka wymagały konserwacji.
Przy oknie stało lektorium i z chwilą rozpoczęcia jedzenia jeden z zakonników rozpoczął czytanie.
Niewielka grupka rekolektantów składała się z garstki <cywilów>bo większość to osoby w sutannach i habitach.
Było coś niezwykłego w tej ciszy, naruszanej monotonnym czytaniem lektora.
Odnosiłam wrażenie oddalania się i powracania do rzeczywistości.
Przez osiem dni panowała wszechwładna cisza. Zakaz wszelkich rozmów niósł uwrażliwienie na otoczenie. Wręcz niewiarygodna stawała się mowa ciała przy spotkaniach w refektarzu, kaplicy czy mijaniu się na spacerze.
Jeszcze jeden obraz utkwił we mnie.
Oto idziemy rzędem do kościoła. Z korytarza zakonnego wchodzimy do zakrystii a z niej do kościoła od strony ołtarza.
Przedemną i za mną sunące habity!
Przechodząc przez te stare pomieszczenia w tle tykającego zegara miałam uczucie, to już było,( deja vu?)