Trzy noce spędziłyśmy w naszym Instytucie u dyrektora.
Nocą barykadowałyśmy drzwi a rano sprzątałyśmy spanie i…. oblewałam perfumami kanapę i fotele.
Wszyscy zaczynali patrzeć podejrzliwie na dyrektora aż wreszcie zażądał od nas abyśmy się wyprowadziły bo psujemy mu reputację.
Dał nam słowo, że możemy oficjalnie waletować w każdym akademiku bo sytuacja jest wyjątkowa i nikt nam złego słowa nie powie i on za to ręczy.
Mówił prawdę ale nie o to nam chodziło. Zawsze były gdzieś awaryjne miejsca w akademiku. Miasteczko studenckie w Lublinie było ogromne nie mówiąc o rozrzuconych DS.-ach bo co innego waletować a co innego mieć statut mieszkańca.
W końcu załatwił nam akademik.