Jak mam opisać proces, który przebiega w większości poza granicą świadomości?
Świetlista droga” – obraz został niedawno ukończony.
…Jest letni dzień, na łące w oddali pasą się konie, siadam na skrzyżowaniu dróg. Zamykam oczy, czuję zapach ziół i kwiatów. Słyszę szelesty, jakieś dźwięki i trzepotania…
….W głębi pod powiekami pojawia się świetlista pomarańczowa przestrzeń, a na niej fragment skrzydła z otworem obwiedzionym brązową obwódką, nieco dalej zarys brązowych włosów….
Otwieram oczy i wiem, że został utrwalony obraz, ale jaki? Zaczynam coś kreślić, rysować, gdzieś pod powierzchnią rozpoczął się proces. Już wiem. To ma być droga oddzielająca Ziemię od Nieba.
Koloryt jest już wpisany wcześniej, a może tworzy się równolegle?
…Siedzę na ganku w Mikołajewie. Dzień deszczowy i szary. Za szybami widać ogromne drzewa, pewnie pamiętające dużo lepsze czasy.
Dom stoi na pustkowiu.
Jest coś niepokojącego w tym miejscu, wokół rozpościerają się bagniste łąki, wieczorami słychać krzyk ptaków…
Głęboko we mnie pojawia się zamglona polana otoczona starodrzewem, na której siedzą jakieś babiny w jakiś chustkach i na coś czekają, ma to jakiś związek z pogrzebem….
Jestem już w pracowni. Na sztaludze stoi karton. Powoli wyłania się obraz- dwa światy przecięte drogą. Jest anioł- motyl, niesie nasze myśli, pragnienia, a może wysyła ratowników? W końcu, kto to wie.
Po drugiej stronie drogi ziemia w całej złożoności.
Lubię ten czas tworzenia. Wtedy rozpoczyna się swoisty dialog między mną a obrazem.
Coś zamazuję, a inny fragment uwydatniam.
Robię przerwy aby móc spojrzeć świeżym okiem na obraz. Odstawiam pracę na kilka dni.
Czasami zdarza się, że zmieniam prawie wszystko. W tej sytuacji praca przebiega jak zwykle.
Kiedy dobiegam do końca, mam uczucie wewnętrznej harmonii, swoistej radości, ale też jakiegoś niedosytu. Mimo wszystkiego wiem, że za chwilę, za jakiś czas znowu proces powtórzy się w całej złożoności i na nic moje odgrażanie, że kończę z malowaniem.

Białystok 2005r.