Zgasły światła i zapalono świece.

Stały wszędzie: na kominku, stołach i pianinie. W drgających płomieniach mieniły się twarze – zasłuchane, zapatrzone.

Z półmroku wyłaniał się śnieżnobiały gors koszuli śpiewaka, błyszczały ozdoby pianistki.

Głosy płynęły jak chmury, przenikały z ciepłem kominka i docierały obezwładniając.

Rozpoczął się duet fletu z pianinem.

Liber Tango nabrało mocy a płomienie świec rozczerwieniły się i rozdygotały.

Czas stanął a może się cofnął.

Pojawiły się obrazy a może tylko odczucia z jakiejś przeszłości.

Bliskość tego była tak wielka, że przez moment stopiłam się z tą przestrzenią.