Latem w 1959 roku ojciec wykonuje w synagodze przerysy ocalałych napisów i wszystkich znaków na ścianach – to stanowi dokumentację do dalszych prac renowacyjnych.
W Tykocinie przez ten okres wakacyjny mieszkamy w domu vis avis synagogi.
Nam dzieciom to frajda nie lada. Długie pokrętne podwórze kończy się na rzece Narew.
Pokoje na pierwszym piętrze, w których mieszkamy, pełne są niespotykanej ilości much.
Za radą gospodyń, mieszkających nieopodal, mama zawiesza miotły z piołunu.
Efekt jest taki, że po ich potrąceniu cała chmara tych latawic rozprzestrzenia się po pomieszczeniach a na dodatek piołun wywołuje nieprzyjemne uczucie goryczy.
Okazuje się później, że ludność tego terenu wykorzystuje ten sposób na pozbywanie się much, wynosząc je w workach na zewnątrz ( właśnie piołun muchy lubią i garną się do niego )
Wszystko to staje się powodem śmiechu i zabaw.
Wędrówki po nieznanym prowadzą mnie i brata na strych synagogi. Tam w kurzu i pajęczynach odnajdujemy stare pergaminy i chałaty w czarno – białe pasy.
Wszystko to zostaje zapakowane przez ojca i wysłane do Gminy Żydowskiej w Warszawie.
W wolnych chwilach ojciec maluje a my kręcimy się obok niego.