Mieszkałyśmy w czwórkę w małym pokoju. Gospodarze wynajmowali studentom całą część piwniczną.

Obok nas za ścianą znajdowało się pomieszczenie z kiszącą się kapustą a było jej 4 tony. Właściciele sprzedawali ją na targu. Nie wspomnę o zapachu panującym wszechwładnie na dole.

Parter i piętro zajmowali z córką i jej rodziną. Chętnie jednak przebywali w piwnicy. Była tam kuchnia, łazienka i 2 a może 3 pokoje po 3-4 osoby.

Już po 2 miesiącach było wiadomo, że kłopoty nas nie ominą. Zaczęło się od drobiazgów potem przybrało na sile bo za późno gasimy światło, to za dużo prądu zużywamy to za późno wracamy. Zajęcia kończyły się czasami i o 20-tej a dziad właśnie o tej porze zamykał bramę. Kiedyś musiałyśmy przynosić krzesła aby Zosia w 7 miesiącu ciąży i Nela mogły przejść przez nią. Okazało się potem, że brama z wierzchu została posmarowana towotem.

Dowiedziałyśmy się w dziekanacie, że uczelnia dopłaca do stancji. Należało tylko wypełnić umowę w której, oczywiście, wymieniona była data rozpoczęcia wynajmu i podpis gospodarza.

W drugim a może w trzecim miesiącu gospodyni zażądała zapłacenia zaległości czynszu. Okazało się, że coś jest nie zapłacone. Umowa podpisana została 15 października więc opłacałyśmy mieszkanie od 15 do 15 – ego. Według gospodarzy miesiąc jest od 1 do 1- ego a więc za 2 tygodnie musimy dopłacić.

Na nic zdały się tłumaczenia i rozmowy opiekuna roku z gospodynią.

Jakiś czas potem przyjechał do mnie mąż i właśnie tego dnia rozpoczęła się akcja gospodarzy. Najpierw siekierą gospodarz wyrąbał zamek z drzwi potem wyłączył korki. Baba zbiegała co chwila na dół i przeklinając wrzeszczała raz po raz zamachując się nad moim mężem.

Zaczęłyśmy się w pośpiechu pakować.

Sytuacja zaczęła wymykać się z pod kontroli. Wybiegłam po milicję. Dotarłam do komisariatu i po opowiedzeniu z detalami wyszło na jaw, że jej zięć jest milicjantem i dlatego czuje się tak bezkarnie.

Zajechaliśmy radiowozem milicyjnym przed dom. Milicjant wszedł na parter i po chwili zjawił się w piwnicy z rozwrzeszczaną babą.

Koniec w końcu dostało się i jemu. Milicjant bez namysłu wypisał kolegium miedzy innymi za obrazę władzy.

Radiowóz przewiózł rzeczy Zosi i Neli do akademika a ja z Celiną przeniosłam się do gabinetu dyrektora naszego Instytutu. Wyszliśmy z tego obronną ręką bo wyraźnie baba prowokowała mego męża i gdyby to był mąż Zosi doszłoby do tragedii.

Sprawa w kolegium odbyła się szybko i z orzeczeniem winy gospodarzy. Musieli pokryć koszta kolegium i coś tam jeszcze.

Na odchodnym baba zwróciła się do mnie: ”i tak jeszcze się zobaczymy!!!!!” Groźba była wyraźna.