Lubiłam nocować u dziadków. Wszystko było inne niż w domu. Mieszkanie znajdowalo się na
piętrze i okna wychodziły na podwórze na którym stały domy drewniane i murowany.
Po lewej stronie były trzy domy potem dawna lodziarnia zwana stryszkiem za nią pralnia a na
wprost zagradzała drogę dawna stajnia za nią wchodziło się do ogrodów ciągnących się aż do
ogrodnika na ulicy Orzeszkowej.
Idąc z powrotem do kamienicy czyli po prawej stronie patrząc z okna ledwo trzymając się stały
chlewki. Za nimi stał murowany domek z rosnącą akacją.
Z samego rana ruch rozpoczynał się duży. Wynoszono wiaderka, wnoszono węgiel i drzewo
coś naprawiano gdzieś śpieszono się.
W kamienicy w której mieszkali dziadkowie na dole mieścił się bar < Warszawianka> i z
zaplecza wychodziły kobiety by obierać ziemniaki.
Wchodząc od ulicy Mickiewicza po prawej stronie rosły ogromne drzewa a zaraz za nimi stała
duża czynszowa kamienica. Z okna było widać i tamte podwórze z jego licznymi domkami.
Jednym słowem było na co popatrzeć.
Nam dzieciom schowki, stryszki były tajemnymi przestrzeniami i jak wchodziliśmy z dziadkiem
do nich to wszystko działało na naszą wyobraźnię.
Przed wojną właścicielem tego wszystkiego był niemiec Weber. W kamienicy na dole była
masarnia na górze mieszkania a w podwórzu wszystko co było potrzebne do przechowania i
obróbki mięsa.
Kamienica miała i drugie pietro mieszkalne a nad nim duży strych na którym wieszało się praną
bieliznę.
Na przeciwko dziadków mieszkała krawcowa pani Kazia z matką i siostrą.
Drewniana klatka schodowa była myta i szrowana co tydzień. Zajmowala się tym Serafinka.
Była to osoba niepełnosprawna, mieszkająca niedaleko i za pracę, oczywiście, była opłacana
przez lokatorów.
Dziadkowie mieszkali w kamienicy od przedwojny. Dziadka Niwińskiego dom rodzinny czyli
moich pradziadków mieścił się na rogu ul. Orzeszkowej a Mickiewicza.
Często dziadek wspominal swego kolegę Szmita i to w taki sposób jakbyśmy go znali osobiście,
z tego, zawsze śmiała się babcia.
Klęcząc na krześle i opierając się łokciami o parapet patrzylam z przejęciem na toczące się
życie na obu podwórkach.
Było coś niezwykłego móc patrzeć z góry i podglądać życie.