Miałam dużo zabawek jak na tamte biedne czasy. Z bratem mieliśmy rower i hulajnogę. Bawiłam się ciągle lalkami do 4-5 klasy szkoły podstawowej.
Dziadek pomagał szyć ubranka a lalek miałam dużo i taką z głową porcelanową z dzieciństwa mojej mamy. Był domek i pokój dla mniejszych lalek, zrobiony przez tatę, z tapetą ciemnozieloną w wystające białe żyłki. Miałam garnki i naczynia dla lalek w tym małym domku.
Na podwórku nie było dzieci prócz nas więc siłą rzeczy bawiłam się sama.
Jak sięgam pamięcią zawsze chciałam mieć koleżankę i nawet ją wymyśliłam nazywając Olą a może Olgą Dyngą.
Kiedyś za karę przez kilka dni nie wychodziłam na podwórze. Zabawiałam się wtedy w sprzedawcę i książki z biblioteczki wstawiałam w oknie. Papa chodził i kupował je.
Biblioteczka mieściła się w naszym pokoju. Książki były obłożone w papier koloru buraczkowego a na grzbiecie miały numerki i był też katalog.
W naszym pokoju w oknach były a la witraże bo papa kiedyś robił dekorację sylwestrową i pomysł był tak niezwykły, że uprosiliśmy by zrobił i nam.
Był to gruby smołowany papier, ziarnisty i błyszczący. Wycinało się w nim np. zajączka w taki sposób by móc pod spodem podkleić kolorową bibułę. Sceny bajek były tematem w naszym pokoju a okna były duże i to robiło wrażenie.