Pracując w dekoratorni nieraz miałyśmy możliwość wykonywania prac zwanych chałturami. Skąd wzięła się ta nazwa to tylko można się domyślać.

Miało być ładnie i dostojnie bo na konferencję do Urzędu Wojewódzkiego zjeżdżali ważni goście.

Termin konferencji ciągle zmieniano i koniec końców stanęło na godzinę 13.

Z Kaśką przygotowałyśmy projekt a następnie zabrałyśmy się do jego wykonania.

Dokładnie obejrzałyśmy scenę jak i gdzie jest możliwość podwieszenia dekoracji i spokojnie zabrałyśmy się za robotę. Całość składała się z elementów ze styropianu. W tamtych czasach nic innego nie było i tylko od inwencji artysty zależało co z tego lichego materiału można było zrobić. Na koniec podwieszało się płótno czerwono-białe lub tylko czerwone, zależnie od okoliczności.

Oprócz pracy koncepcyjnej i samego wykonania należało to osobiście zawiesić. Przez całe lata ciągle czepialiśmy się po drabinie i stojąc na najwyższym szczeblu upinało się materię i mocowało się na żyłce elementy.

Drabiny w większości nie nadawały się do użytku bo od czasu ich zakupu nikt ich nie naprawiał. Chwiały się więc, były najczęściej wiązane sznurkiem, nie miały szczebli. Osoba stojąca na drabinie zawsze była ubezpieczana przez drugą aby w chwili katastrofy mogła mieć w tym też udział. Bo co mogłaby zrobić w takiej chwili?

Z dekoracją dotarłyśmy na miejsce o godzinie 10. Przytaszczyłyśmy tego sporo, cały sprzęt potrzebny do zwieszania: młotek, nożyce, żyłka, gwoździki, ołówek, linijka, taśma klejąca itp.

Weszłyśmy do sekretariatu i tu poczułyśmy jakiś niepokój. Wszędzie roznosił się zapach kawy. Sekretarka cała w pąsach popatrzyła na nas i szybko wybiegła by po chwili wejść z dyrektorem.

Dyrektor popatrzył na nas i dosłownie wrzasnął „ panie z dekoracją!!!!!” a o co chodzi odparłyśmy? Właśnie konferencja przed chwilą zakończyła się powiedziała sekretarka. Jak to? zapytałyśmy. W ostatniej chwili godzina rozpoczęcia konferencji zmieniła się ktoś miał nas powiadomić ale tego nie zrobił.

Na nic zdała się cała praca. Nikt nie chciał uwzględnić, że winę ponosi zleceniodawca. Od tego momentu pracę zaczynałyśmy od podpisania umowy.